Strony

niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 15. J.

Wesołych Świąt! To taki prezent ode mnie na Wielkanoc. Jak mnie już dobrze znacie, rozdział do długich nie należy, wybaczcie, ma jakoś niecałe 5 stron. Mam nadzieje, ze ktoś z Was tutaj jednak został, może wróci. Kurcze jest mi tak źle, że zostawiłam Was na tak długo. Trochę się w moim życiu pozmieniało, ale powinno być lepiej. Chcę Was przeprosić z całego serca. Szczerze. Bo często płakałam przez to, chciałam coś z siebie wycisnąć, ale nie wyszło... ostatnio na zajęciach nagle dostałam weny. Tak z dupy zachciało mi się pisać, dostałam weny. Po 9 MIESIĄCACH w końcu dostałam weny. No, ale lepiej późno niż wcale. Oczywiście postaram się prowadzić dalej bloga, mimo wszystko. Chciałabym zadecydować ten rozdział każdemu z Was, który to przeczyta. Bo jest to dla mnie po prostu tak ważne, że ktoś po takim długim okresie mojej nieobecności mimo wszystko jednak przeczyta. Odpiszę na każdy komentarz, możecie dalej zadawać mi jakiekolwiek pytania w tej zakładce. Jesteście częścią mojego życia, tak szczerze. Dlaczego? Jak czytam wasze komentarze, jest mi lepiej. Jak patrze na to, że czekacie dalej, że jestem dla Was w jakimkolwiek stopniu coś warta, chociaż nigdy się nie widzieliśmy. Hej Ty, tak właśnie ty! Jesteś dla mnie ważny rozumiesz? Jak kiedyś się zobaczymy to Cię mocno przytulę, wiesz? Cóż, myślę, że styl w miarę mi się poprawił. Mam nadzieje, ze rozdział Wam się spodoba. Piszcie swoje opinie! Zapraszam do zakładki "Pytania" odpowiadam na wszystko.
Nie zostało mi nic innego jak zaproszenie Was na rozdział! 
Pozdrawiam 
Chloe Ann Wolf 

~~~~

       Przez kolejny tydzień Lily i Cristal szukały odpowiedzi na to, co stało się z prawdziwym Jamesem. Nie powiedziały nikomu o tej sprawie, ponieważ nie chciały wywoływać zamieszania. A po co to komu? Wolały to zrobić na własną rękę. Lily opowiedziała swojej przyjaciółce o tym, że zaczepiły ją ślizgonki i mówiły o opuszczonym gabinecie Slughorna. Musiały działać szybko, bo kto wie, co się tam dzieje. Lecz jest też prawdopodobieństwo, że Jamesa tam nie ma, a ślizgonki tylko robiły sobie z niej żarty. Mimo wszystko musiała to sprawdzić. Lily ciągle myślała o tej sprawie i nie mogła się skupić na podstawowych czynnościach oraz, co najważniejsze, lekcjach. Przerażało ją to, że Jamesa nie ma... Tęskniła.
     W ciągu tego tygodnia chłopak (jeśli tam był, a wszystko na to wskazywało) mógł być już ciężko ranny, a nawet...dziewczyny nie dopuszczały do siebie tej myśli. Postanowiły, że tej nocy zakradną się tam i postarają sprawdzić o co chodzi. Dorcas nie potrafiła utrzymać swojej wścibskości na wodzy i nie raz próbowała wyciągnąć jakieś informacje od gryfonek. Złościła się, że nie jest wtajemniczona w tę sprawę, ale dało się to znieść. Alice była po stronie Meadowes, była zarówno ciekawska jak Dor.
      Zgodnie z planem, dziewczęta ruszyły w stronę lochów. Musiały po ciemku odnaleźć drogę, co wbrew pozorom nie było takie proste. Hogwart był przecież ogromny! Ciemne korytarze oświetlał tylko blask księżyca, i to jedynie w niektórych miejscach, dzięki czemu jakoś zdołały ustalić gdzie są. Starały się nie obudzić obrazów, które wisiały na ścianach zamku. To jeszcze bardziej utrudniłoby sprawę. Jednak nadal miały obawy, że skręcą nie w ten korytarz. A może pójdą za daleko lub za szybko zmienią kierunek chodu? Na szczęście udało im się dotrzeć do lochów.    
Przełykając cicho ślinę, Lily podeszła do opuszczonego gabinetu. Za dawnych lat James często tam przebywał, głównie z powodu zagrożeń z eliksirów i niezbyt lubił to miejsce. Slughorn zmienił gabinet pod pretekstem, że ten był dla niego za mały. Wiele egzemplarzy różnych podręczników, kociołków lub pustych probówek często były wciskane na siłę w szuflady, dlatego większość była niedomknięta lub wystawała od reszty mebla. Czasami przedmioty niezbędne do eliksirów walały się po podłodze. Jednym słowem - za dużo rzeczy, za mała przestrzeń. Zażądał od Dumbledora nowego, większego pomieszczenia. Dostał to, co chciał, miał gabinet na siódmym piętrze przy podstawie zachodniej baszty. Ten, w którym najprawdopodobniej jest James, mieści się przy dormitorium ślizgonów. Evans poprosiła Cris, aby użyła zaklęcia Lumos. Ukucnęły przy drzwiach. Lily przybliżyła się do nich i próbowała usłyszeć choć jakikolwiek dźwięk wydobywający się z pomieszczenia. Cisza.
- Wchodzimy - powiedziała stanowczo Evans. - Alohomora.
Drzwi nawet nie drgnęły. Zmarszczyła czoło, nie wiedząc co robić. Następnie zaklęcia spróbowała Poppins. Nadal nic.
- Ktoś zaczarował drzwi. Potrzebujemy kluczy... -odezwała się cicho ruda osóbka patrząc ze strachem w drzwi - Cholera.
- Lily, na pewno fałszywy James je ma. Musimy je jak najszybciej zdobyć, dziś już nic nie zrobimy. Chodź, wracamy.
Serca podeszły im do gardeł, gdy nagle usłyszały, że ktoś w pokoju kaszle, a potem się czymś krztusi. Evans wyszeptała cicho, przybliżając się bardziej do drzwi:
- James...?
Po chwili całkowitej ciszy chłopak chyba przeczołgał się do wejścia i powiedział resztkami sił "Pomocy". Wyszeptał to tak cicho, że Lily ledwo to usłyszała. Zakryła usta rękoma, a jej oczy zaszkliły się.
Nagle Cristal złapała delikatnie dziewczynę za ramię. Evans wstała, by móc w ciszy wrócić z przyjaciółką do pokoju wspólnego. Obie były tym zdarzeniem mocno poruszone. W dormitorium stanęły przy kominku, a ogień delikatnie oświetlał ich twarze. Na obliczu rudej widać było łzy. Blondynka również była bliska płaczu. Złapała Lily za ramiona i spojrzała w jej oczy, po czym wydukała:
- Musimy o tym komuś powiedzieć, rozumiesz? On tam jest i potrzebuje pomocy.
- Nie. Dopiero jak go uwolnimy. Muszę znaleźć klucze... - powiedziała, rozpłakując się jeszcze bardziej. James potrzebuje pomocy.
- Mam pomysł. Może powiemy o tym chłopakom i razem przeszukamy ich pokój, a jak znajdziemy klucze, pójdziemy z nimi do Dumbledora i wszyscy razem go uwolnimy. Potem zabierzemy go do skrzydła szpitalnego, bo wydaje mi się, że nie jest w najlepszym stanie. Zrozum, tak będzie lepiej dla niego - uśmiechnęła się lekko przez łzy, po czym mocno przytuliła Evans. Stały tak razem jeszcze przez chwile po czym poruszone wróciły do swojej sypialni.
 
                                                                           ~~~~
  
Wydawało się, że lekcja historii magii nigdy się nie skończy. Lily i Cristal siedziały w jednej ławce. Kłóciły się, która powie Huncwotom o całym zajściu. Po kilkunastu rozgrywkach "Kamień, papier, nożyce" wypadło na Poppins. Blondynka westchnęła i zaczęła pisać list do swojego chłopaka o tym, żeby razem z resztą Huncwotów (oprócz Jamesa rzecz jasna) przyszedł do pokoju życzeń dwadzieścia minut przed obiadem. Rzuciła niewielką kulką papieru. Remus spojrzał się na nią i pokiwał zgodnie głową. Uśmiechnęła się lekko w jego stronę.
  Zgodnie z planem, gryfonki ruszyły w stronę siódmego piętra. Czekały na chłopców przez chwilę w Pokoju Życzeń. Po kilku minutach cała trójka zjawiła się na miejscu. Blondynka nie wiedziała, jak zacząć opowieść. W końcu nie łatwo jest powiedzieć, że czyiś przyjaciel został uprowadzony. Po paru próbach udało jej się opowiedzieć całą historię. Wszyscy stali jak wryci i nie umieli nic z siebie wydusić. Byli w szoku. Syriusz złapał się za głowę, mówiąc z wściekłością:
- I co my tu jeszcze robimy?! Trzeba szukać tych cholernych kluczy! Jak tylko dowiem się, kto to zrobił, to przyrzekam, że zabiję gnoja!
- To był "J." Dostałam przecież list od kogoś takiego. Przerażało mnie zdanie "zabiję dla ciebie"... Podejrzewacie kogoś? - odezwała się Lily co chwila poprawiając włosy. Robiła to często, gdy była zestresowana.
- Jonson. Daniel Jonson - Odezwała się stanowczo Alice wchodząc do pokoju razem z Dorcas - Drzwi były uchylone. Wszyscy spojrzeli się na dziewczyny kompletnie zbici z tropu. Najwidoczniej ślidziły Huncwotów. Wścibskość Meadowes stawała się irytująca. Niezręczną ciszę znowu przerwał Black.
- Zjedzmy szybko ten pierdolony obiad. Peter idź z tym gnojem do biblioteki. My w tym czasie poszukamy tych cholernych kluczy - w tym momencie ruszył w stronę wyjścia. Wszyscy nadal zostali na swoim miejscu. Przy drzwiach Syriusz odwrócił się i krzyknął - No na co czekacie?!

~~~~

  - Nigdzie go nie ma - powiedział zmęczony już Remus. Przewrócili już pokój do góry nogami. Szukali pod łóżkami, w szafkach, kufrach, pościeli, a nawet w ubraniach. Znajdywali rzeczy, które zaginęły im na początku roku jak na przykład mydło Petera, którego już raczej nie użyje, ponieważ było całe w kurzu i włosach. Lupin z obrzydzeniem wyrzucił jego zgubę. Syriusz dostawał już białej gorączki. Usiadł w końcu na swoim łóżku i zapalił papierosa. Dorcas zmroziła go wzrokiem. Nie lubiła gdy palił, lecz on to zignorował. Nie wiedzieli co robić dalej.
  - Nie ma co już szukać. Musimy posprzątać, żeby się nie skapnął - zdecydowała Alice opadając na krzesło. Po chwili przerwy wzięli się do kolejnej pracy. Po piętnastu minutach pokój chłopaków był w miarę ogarnięty. Dodatkowo, w tym pokoju nigdy nie panował ład, więc nie musieli się za bardzo trudzić.
  Dorcas poszła zobaczyć czy chłopcy przypadkiem nie wracają. Trafiła w doskonałym momencie, ponieważ do pokoju wspólnego właśnie wchodzili dwaj gryfoni. Dziewczyny szybko prześlizgnęły się do swojej sypialni i czekały na rozwój sytuacji. Po chwili usłyszały pukanie do drzwi. Lily podeszła szybkim ruchem do wejścia. To był Peter. Wpuściła go do środka.
- Nie znaleźliśmy go... - oznajmiła mu ruda ze smutkiem w oczach. Myślała, że zaraz się rozpłacze.
- Nie mogliście - powiedział z chytrym uśmieszkiem, a Evans spojrzała na niego pytająco - Ja mu go zabrałem.
- Co?! Jak to?! - Cristal gwałtownie wstała z łóżka i podeszła do Petera, a Alice i Dorcas zrobiły to samo.
- Zauważyłem je w jego torbie, kiedy wyciągał jakieś podręczniki. Powiedziałem, żeby poszedł po jakąś książkę i wtedy mu je zabrałem. To było dziecinnie proste, naprawdę - powiedział ze śmiechem wyjmując z kieszeni srebrny klucz, po czym wręczył go Lily. Evans była zaskoczona, ale zarazem strasznie szczęśliwa. Przytuliła chłopaka i wyszeptała cicho: "Dziękuję..."

~~~~

  Dziewczyny zdecydowały, że pójdą tam tylko Lily i Syriusz. Black miał ochraniać rudą, w razie gdyby ktoś ją zaatakował. Ona miała się tam udać ze względu, że to dzięki niej (i Cristal oczywiście) paczka dowiedziała się o tej sytuacji. Poppins nie chciała drugi raz się narażać. O tym zadecydowała ekipa. W razie potrzeby Syriusz od razu miał biec do skrzydła szpitalnego.
  Po zmroku Black przyszedł do sypialni dziewczyn.
- Gotowa? - Zwrócił się do Evans, która chowała różdżkę do kieszeni.
- Na takie sprawy nie zawsze, ale tym razem raczej tak - odpowiedziała podchodząc do drzwi. - Chodźmy jak najszybciej.
Gryfonka prowadziła go do tamtych drzwi. Głos jej drżał kiedy cicho szepnęła " to tam". Wyczuł w jej głosie, że się bała. Przytulił ją bez słowa, po czym ruszył dalej. Lily zdziwiła się. Nie myślała, że kiedykolwiek będzie szanować któregoś z Huncwotów oprócz Remusa. Wczoraj Peter, dziś Syriusz, a jutro? Potter? Gdy o tym pomyślała, zakręciło jej się w głowie. Teraz zauważyła, że inni Huncwoci są coś więcej warci, niż sądziła. Żałowała, że była dla nich taka surowa. Poprosiła Syriusza, żeby użył zaklęcia Lumos. Posłusznie wyczarował strumień światła. Uklęknęła przy drzwiach i wyjęła klucz. Wsunęła go powoli w otwór. Serce jej przyspieszyło, myślała, że zaraz się popłacze. Uchyliła lekko drzwi. Na mało oświetlonym skrawku podłogi zauważyła ślady krwi. Szepnęła cicho, aby mocniej rozświetlił pomieszczenie. Użył tym razem Lumos Maxima, zamykając drzwi i tworząc przy tym huk. Na podłodze faktycznie znajdował się James. Jego twarz była poobijana i zakrwawiona, a połamane okulary leżały obok. Lily ledwo zdusiła w sobie krzyk. Uklęknęła na kolanach i położyła głowę chłopaka na swoich nogach. Zaczęła dotykać jego włosów, które były jak zawsze nieogarnięte i dodatkowo nieco zlepione krwią. Syriusz widząc nieprzytomnego przyjaciela pobiegł od razu do skrzydła szpitalnego i do gabinetu Dumbledora, nie zważając na ciszę nocną, która panowała teraz w zamku. Zostawił otwarte drzwi. Na zaschniętą krew na twarzy chłopaka skapnęła łza Lily, a po niej wiele kolejnych. Dziewczyna złapała go za rękę, która także była zakrwawiona i posiniaczona. Miał chyba złamany nadgarstek. Lily nie znała się na medycynie, więc nie mogła tego stwierdzić. Czekała, aż Syriusz wróci do niej z pomocą dla Jamesa. Puściła rękę chłopaka i przyłożyła delikatnie dłoń do jego klatki piersiowej. Ledwo się unosiła, a serce biło, lecz wolno. Potter nadal żył.
  W pewnym momencie usłyszała kroki na korytarzu. Miała nadzieję, że to Black, lecz po chwili zorientowała się, że to nie on. Gdyby był to Syriusz zapewne by biegł, natomiast słychać było jedynie powolny chód. Starała się trochę uspokoić. Ten "ktoś" chyba zauważył otwarte drzwi, ponieważ w pewnym momencie gwałtownie się zatrzymał i zaczął biec. Postać była już blisko, a Lily czuła, że kręci jej się w głowie, a serce przyspiesza jeszcze bardziej.
  Nagle do pokoju wszedł chłopak. Szczupły i wysoki. Miał czarne włosy i lekki zarost. Był ubrany w koszulkę w czarno białe paski i czarną skórę. To był Daniel Jonson. Ten Daniel Jonson, któremu razem z Potterem, wspólnie, na początku roku, spłatali figla, rzucając na niego czar galaretowatych nóg i to właśnie on był  Panem "J ".
  Kiedy tylko zobaczył Lily i Jamesa wyszczerzył swoje perliste zęby i zaczął się śmiać wyciągając coś z kieszeni.
- Jesteś beznadziejny - powiedziała już głośniejszym tonem Lily patrząc się z dołu na chłopaka mrożącym wzrokiem.
- Co ty powiedziałaś? - uśmieszek zniknął mu z twarzy.
- Nie umiesz nawet dobrze wyważyć eliksiru wielosokowego, wiesz? Bo odkryłam, że nie jesteś Jamesem, ponieważ masz pieprzone niebieskie oczy, a on ma brązowe. Nieudacznik z ciebie, Danielu - uśmiechnęła się szyderczo. Chłopak zmarszczył czoło. Był wściekły. W końcu znalazł to, czego szukał – mały scyzoryk. Zaczął zbliżać się do nich. Przerażona Evans nie wiedziała co robić. Przytuliła do siebie chłopaka, tym samym go ochraniając. Bała się, że to już koniec. Najpierw Severus, teraz to. Hogwart zamieniał się w szkołę dla wariatów. W pewnym momencie usłyszała tylko przekleństwo z ust chłopaka, który następnie upadł i zaczął się trzepać. Okazało się, że Syriusz przyszedł w najlepszym momencie. Uderzył Daniela w głowę, a on zemdlał. Za drzwiami stała Pani Pomfrey i Dumbledore.
- Syriuszu, nie musiałeś go atakować - powiedział lekko poddenerwowany dyrektor.
- Przepraszam profesorze. Lily! Nic ci się nie stało?! - powiedział, pomagając wstać dziewczynie – Chodź, musimy pomóc pani Pomfrey zanieść Jamesa do skrzydła.
- Nic mi nie jest... - wstała nadal patrząc na Pottera. Syriusz podniósł przyjaciela i zaczął podążać w stronę skrzydła szpitalnego, a za nim pielęgniarka.
- Stary, musisz zrzucić parę kilo - westchnął cicho, trzymając Pottera. Dumbledore uniósł Daniela czarami i zwrócił się do dziewczyny, która nadal była wstrząśnięta całą sytuacją:
- Lily, myślę, że też powinnaś udać się do pielęgniarki po leki uspokajające. Chodź, pójdziesz z nami - spojrzał na lewitującego Gryfona i ruszył. Dziewczyna ani drgnęła. - Lily?
- Już idę profesorze... – szepnęła, po czym wolno ruszyła za dyrektorem.
Cała czwórka spędziła noc w skrzydle szpitalnym. Evans otrzymała leki uspokajająco - usypiające. Następnego dnia James oraz Daniel mieli zostać przeniesieni do Św. Mounga. Syriusz został całą noc przy przyjacielu, po czym sam zasnął przy jego łóżku.