niedziela, 27 marca 2016

Rozdział 15. J.

Wesołych Świąt! To taki prezent ode mnie na Wielkanoc. Jak mnie już dobrze znacie, rozdział do długich nie należy, wybaczcie, ma jakoś niecałe 5 stron. Mam nadzieje, ze ktoś z Was tutaj jednak został, może wróci. Kurcze jest mi tak źle, że zostawiłam Was na tak długo. Trochę się w moim życiu pozmieniało, ale powinno być lepiej. Chcę Was przeprosić z całego serca. Szczerze. Bo często płakałam przez to, chciałam coś z siebie wycisnąć, ale nie wyszło... ostatnio na zajęciach nagle dostałam weny. Tak z dupy zachciało mi się pisać, dostałam weny. Po 9 MIESIĄCACH w końcu dostałam weny. No, ale lepiej późno niż wcale. Oczywiście postaram się prowadzić dalej bloga, mimo wszystko. Chciałabym zadecydować ten rozdział każdemu z Was, który to przeczyta. Bo jest to dla mnie po prostu tak ważne, że ktoś po takim długim okresie mojej nieobecności mimo wszystko jednak przeczyta. Odpiszę na każdy komentarz, możecie dalej zadawać mi jakiekolwiek pytania w tej zakładce. Jesteście częścią mojego życia, tak szczerze. Dlaczego? Jak czytam wasze komentarze, jest mi lepiej. Jak patrze na to, że czekacie dalej, że jestem dla Was w jakimkolwiek stopniu coś warta, chociaż nigdy się nie widzieliśmy. Hej Ty, tak właśnie ty! Jesteś dla mnie ważny rozumiesz? Jak kiedyś się zobaczymy to Cię mocno przytulę, wiesz? Cóż, myślę, że styl w miarę mi się poprawił. Mam nadzieje, ze rozdział Wam się spodoba. Piszcie swoje opinie! Zapraszam do zakładki "Pytania" odpowiadam na wszystko.
Nie zostało mi nic innego jak zaproszenie Was na rozdział! 
Pozdrawiam 
Chloe Ann Wolf 

~~~~

       Przez kolejny tydzień Lily i Cristal szukały odpowiedzi na to, co stało się z prawdziwym Jamesem. Nie powiedziały nikomu o tej sprawie, ponieważ nie chciały wywoływać zamieszania. A po co to komu? Wolały to zrobić na własną rękę. Lily opowiedziała swojej przyjaciółce o tym, że zaczepiły ją ślizgonki i mówiły o opuszczonym gabinecie Slughorna. Musiały działać szybko, bo kto wie, co się tam dzieje. Lecz jest też prawdopodobieństwo, że Jamesa tam nie ma, a ślizgonki tylko robiły sobie z niej żarty. Mimo wszystko musiała to sprawdzić. Lily ciągle myślała o tej sprawie i nie mogła się skupić na podstawowych czynnościach oraz, co najważniejsze, lekcjach. Przerażało ją to, że Jamesa nie ma... Tęskniła.
     W ciągu tego tygodnia chłopak (jeśli tam był, a wszystko na to wskazywało) mógł być już ciężko ranny, a nawet...dziewczyny nie dopuszczały do siebie tej myśli. Postanowiły, że tej nocy zakradną się tam i postarają sprawdzić o co chodzi. Dorcas nie potrafiła utrzymać swojej wścibskości na wodzy i nie raz próbowała wyciągnąć jakieś informacje od gryfonek. Złościła się, że nie jest wtajemniczona w tę sprawę, ale dało się to znieść. Alice była po stronie Meadowes, była zarówno ciekawska jak Dor.
      Zgodnie z planem, dziewczęta ruszyły w stronę lochów. Musiały po ciemku odnaleźć drogę, co wbrew pozorom nie było takie proste. Hogwart był przecież ogromny! Ciemne korytarze oświetlał tylko blask księżyca, i to jedynie w niektórych miejscach, dzięki czemu jakoś zdołały ustalić gdzie są. Starały się nie obudzić obrazów, które wisiały na ścianach zamku. To jeszcze bardziej utrudniłoby sprawę. Jednak nadal miały obawy, że skręcą nie w ten korytarz. A może pójdą za daleko lub za szybko zmienią kierunek chodu? Na szczęście udało im się dotrzeć do lochów.    
Przełykając cicho ślinę, Lily podeszła do opuszczonego gabinetu. Za dawnych lat James często tam przebywał, głównie z powodu zagrożeń z eliksirów i niezbyt lubił to miejsce. Slughorn zmienił gabinet pod pretekstem, że ten był dla niego za mały. Wiele egzemplarzy różnych podręczników, kociołków lub pustych probówek często były wciskane na siłę w szuflady, dlatego większość była niedomknięta lub wystawała od reszty mebla. Czasami przedmioty niezbędne do eliksirów walały się po podłodze. Jednym słowem - za dużo rzeczy, za mała przestrzeń. Zażądał od Dumbledora nowego, większego pomieszczenia. Dostał to, co chciał, miał gabinet na siódmym piętrze przy podstawie zachodniej baszty. Ten, w którym najprawdopodobniej jest James, mieści się przy dormitorium ślizgonów. Evans poprosiła Cris, aby użyła zaklęcia Lumos. Ukucnęły przy drzwiach. Lily przybliżyła się do nich i próbowała usłyszeć choć jakikolwiek dźwięk wydobywający się z pomieszczenia. Cisza.
- Wchodzimy - powiedziała stanowczo Evans. - Alohomora.
Drzwi nawet nie drgnęły. Zmarszczyła czoło, nie wiedząc co robić. Następnie zaklęcia spróbowała Poppins. Nadal nic.
- Ktoś zaczarował drzwi. Potrzebujemy kluczy... -odezwała się cicho ruda osóbka patrząc ze strachem w drzwi - Cholera.
- Lily, na pewno fałszywy James je ma. Musimy je jak najszybciej zdobyć, dziś już nic nie zrobimy. Chodź, wracamy.
Serca podeszły im do gardeł, gdy nagle usłyszały, że ktoś w pokoju kaszle, a potem się czymś krztusi. Evans wyszeptała cicho, przybliżając się bardziej do drzwi:
- James...?
Po chwili całkowitej ciszy chłopak chyba przeczołgał się do wejścia i powiedział resztkami sił "Pomocy". Wyszeptał to tak cicho, że Lily ledwo to usłyszała. Zakryła usta rękoma, a jej oczy zaszkliły się.
Nagle Cristal złapała delikatnie dziewczynę za ramię. Evans wstała, by móc w ciszy wrócić z przyjaciółką do pokoju wspólnego. Obie były tym zdarzeniem mocno poruszone. W dormitorium stanęły przy kominku, a ogień delikatnie oświetlał ich twarze. Na obliczu rudej widać było łzy. Blondynka również była bliska płaczu. Złapała Lily za ramiona i spojrzała w jej oczy, po czym wydukała:
- Musimy o tym komuś powiedzieć, rozumiesz? On tam jest i potrzebuje pomocy.
- Nie. Dopiero jak go uwolnimy. Muszę znaleźć klucze... - powiedziała, rozpłakując się jeszcze bardziej. James potrzebuje pomocy.
- Mam pomysł. Może powiemy o tym chłopakom i razem przeszukamy ich pokój, a jak znajdziemy klucze, pójdziemy z nimi do Dumbledora i wszyscy razem go uwolnimy. Potem zabierzemy go do skrzydła szpitalnego, bo wydaje mi się, że nie jest w najlepszym stanie. Zrozum, tak będzie lepiej dla niego - uśmiechnęła się lekko przez łzy, po czym mocno przytuliła Evans. Stały tak razem jeszcze przez chwile po czym poruszone wróciły do swojej sypialni.
 
                                                                           ~~~~
  
Wydawało się, że lekcja historii magii nigdy się nie skończy. Lily i Cristal siedziały w jednej ławce. Kłóciły się, która powie Huncwotom o całym zajściu. Po kilkunastu rozgrywkach "Kamień, papier, nożyce" wypadło na Poppins. Blondynka westchnęła i zaczęła pisać list do swojego chłopaka o tym, żeby razem z resztą Huncwotów (oprócz Jamesa rzecz jasna) przyszedł do pokoju życzeń dwadzieścia minut przed obiadem. Rzuciła niewielką kulką papieru. Remus spojrzał się na nią i pokiwał zgodnie głową. Uśmiechnęła się lekko w jego stronę.
  Zgodnie z planem, gryfonki ruszyły w stronę siódmego piętra. Czekały na chłopców przez chwilę w Pokoju Życzeń. Po kilku minutach cała trójka zjawiła się na miejscu. Blondynka nie wiedziała, jak zacząć opowieść. W końcu nie łatwo jest powiedzieć, że czyiś przyjaciel został uprowadzony. Po paru próbach udało jej się opowiedzieć całą historię. Wszyscy stali jak wryci i nie umieli nic z siebie wydusić. Byli w szoku. Syriusz złapał się za głowę, mówiąc z wściekłością:
- I co my tu jeszcze robimy?! Trzeba szukać tych cholernych kluczy! Jak tylko dowiem się, kto to zrobił, to przyrzekam, że zabiję gnoja!
- To był "J." Dostałam przecież list od kogoś takiego. Przerażało mnie zdanie "zabiję dla ciebie"... Podejrzewacie kogoś? - odezwała się Lily co chwila poprawiając włosy. Robiła to często, gdy była zestresowana.
- Jonson. Daniel Jonson - Odezwała się stanowczo Alice wchodząc do pokoju razem z Dorcas - Drzwi były uchylone. Wszyscy spojrzeli się na dziewczyny kompletnie zbici z tropu. Najwidoczniej ślidziły Huncwotów. Wścibskość Meadowes stawała się irytująca. Niezręczną ciszę znowu przerwał Black.
- Zjedzmy szybko ten pierdolony obiad. Peter idź z tym gnojem do biblioteki. My w tym czasie poszukamy tych cholernych kluczy - w tym momencie ruszył w stronę wyjścia. Wszyscy nadal zostali na swoim miejscu. Przy drzwiach Syriusz odwrócił się i krzyknął - No na co czekacie?!

~~~~

  - Nigdzie go nie ma - powiedział zmęczony już Remus. Przewrócili już pokój do góry nogami. Szukali pod łóżkami, w szafkach, kufrach, pościeli, a nawet w ubraniach. Znajdywali rzeczy, które zaginęły im na początku roku jak na przykład mydło Petera, którego już raczej nie użyje, ponieważ było całe w kurzu i włosach. Lupin z obrzydzeniem wyrzucił jego zgubę. Syriusz dostawał już białej gorączki. Usiadł w końcu na swoim łóżku i zapalił papierosa. Dorcas zmroziła go wzrokiem. Nie lubiła gdy palił, lecz on to zignorował. Nie wiedzieli co robić dalej.
  - Nie ma co już szukać. Musimy posprzątać, żeby się nie skapnął - zdecydowała Alice opadając na krzesło. Po chwili przerwy wzięli się do kolejnej pracy. Po piętnastu minutach pokój chłopaków był w miarę ogarnięty. Dodatkowo, w tym pokoju nigdy nie panował ład, więc nie musieli się za bardzo trudzić.
  Dorcas poszła zobaczyć czy chłopcy przypadkiem nie wracają. Trafiła w doskonałym momencie, ponieważ do pokoju wspólnego właśnie wchodzili dwaj gryfoni. Dziewczyny szybko prześlizgnęły się do swojej sypialni i czekały na rozwój sytuacji. Po chwili usłyszały pukanie do drzwi. Lily podeszła szybkim ruchem do wejścia. To był Peter. Wpuściła go do środka.
- Nie znaleźliśmy go... - oznajmiła mu ruda ze smutkiem w oczach. Myślała, że zaraz się rozpłacze.
- Nie mogliście - powiedział z chytrym uśmieszkiem, a Evans spojrzała na niego pytająco - Ja mu go zabrałem.
- Co?! Jak to?! - Cristal gwałtownie wstała z łóżka i podeszła do Petera, a Alice i Dorcas zrobiły to samo.
- Zauważyłem je w jego torbie, kiedy wyciągał jakieś podręczniki. Powiedziałem, żeby poszedł po jakąś książkę i wtedy mu je zabrałem. To było dziecinnie proste, naprawdę - powiedział ze śmiechem wyjmując z kieszeni srebrny klucz, po czym wręczył go Lily. Evans była zaskoczona, ale zarazem strasznie szczęśliwa. Przytuliła chłopaka i wyszeptała cicho: "Dziękuję..."

~~~~

  Dziewczyny zdecydowały, że pójdą tam tylko Lily i Syriusz. Black miał ochraniać rudą, w razie gdyby ktoś ją zaatakował. Ona miała się tam udać ze względu, że to dzięki niej (i Cristal oczywiście) paczka dowiedziała się o tej sytuacji. Poppins nie chciała drugi raz się narażać. O tym zadecydowała ekipa. W razie potrzeby Syriusz od razu miał biec do skrzydła szpitalnego.
  Po zmroku Black przyszedł do sypialni dziewczyn.
- Gotowa? - Zwrócił się do Evans, która chowała różdżkę do kieszeni.
- Na takie sprawy nie zawsze, ale tym razem raczej tak - odpowiedziała podchodząc do drzwi. - Chodźmy jak najszybciej.
Gryfonka prowadziła go do tamtych drzwi. Głos jej drżał kiedy cicho szepnęła " to tam". Wyczuł w jej głosie, że się bała. Przytulił ją bez słowa, po czym ruszył dalej. Lily zdziwiła się. Nie myślała, że kiedykolwiek będzie szanować któregoś z Huncwotów oprócz Remusa. Wczoraj Peter, dziś Syriusz, a jutro? Potter? Gdy o tym pomyślała, zakręciło jej się w głowie. Teraz zauważyła, że inni Huncwoci są coś więcej warci, niż sądziła. Żałowała, że była dla nich taka surowa. Poprosiła Syriusza, żeby użył zaklęcia Lumos. Posłusznie wyczarował strumień światła. Uklęknęła przy drzwiach i wyjęła klucz. Wsunęła go powoli w otwór. Serce jej przyspieszyło, myślała, że zaraz się popłacze. Uchyliła lekko drzwi. Na mało oświetlonym skrawku podłogi zauważyła ślady krwi. Szepnęła cicho, aby mocniej rozświetlił pomieszczenie. Użył tym razem Lumos Maxima, zamykając drzwi i tworząc przy tym huk. Na podłodze faktycznie znajdował się James. Jego twarz była poobijana i zakrwawiona, a połamane okulary leżały obok. Lily ledwo zdusiła w sobie krzyk. Uklęknęła na kolanach i położyła głowę chłopaka na swoich nogach. Zaczęła dotykać jego włosów, które były jak zawsze nieogarnięte i dodatkowo nieco zlepione krwią. Syriusz widząc nieprzytomnego przyjaciela pobiegł od razu do skrzydła szpitalnego i do gabinetu Dumbledora, nie zważając na ciszę nocną, która panowała teraz w zamku. Zostawił otwarte drzwi. Na zaschniętą krew na twarzy chłopaka skapnęła łza Lily, a po niej wiele kolejnych. Dziewczyna złapała go za rękę, która także była zakrwawiona i posiniaczona. Miał chyba złamany nadgarstek. Lily nie znała się na medycynie, więc nie mogła tego stwierdzić. Czekała, aż Syriusz wróci do niej z pomocą dla Jamesa. Puściła rękę chłopaka i przyłożyła delikatnie dłoń do jego klatki piersiowej. Ledwo się unosiła, a serce biło, lecz wolno. Potter nadal żył.
  W pewnym momencie usłyszała kroki na korytarzu. Miała nadzieję, że to Black, lecz po chwili zorientowała się, że to nie on. Gdyby był to Syriusz zapewne by biegł, natomiast słychać było jedynie powolny chód. Starała się trochę uspokoić. Ten "ktoś" chyba zauważył otwarte drzwi, ponieważ w pewnym momencie gwałtownie się zatrzymał i zaczął biec. Postać była już blisko, a Lily czuła, że kręci jej się w głowie, a serce przyspiesza jeszcze bardziej.
  Nagle do pokoju wszedł chłopak. Szczupły i wysoki. Miał czarne włosy i lekki zarost. Był ubrany w koszulkę w czarno białe paski i czarną skórę. To był Daniel Jonson. Ten Daniel Jonson, któremu razem z Potterem, wspólnie, na początku roku, spłatali figla, rzucając na niego czar galaretowatych nóg i to właśnie on był  Panem "J ".
  Kiedy tylko zobaczył Lily i Jamesa wyszczerzył swoje perliste zęby i zaczął się śmiać wyciągając coś z kieszeni.
- Jesteś beznadziejny - powiedziała już głośniejszym tonem Lily patrząc się z dołu na chłopaka mrożącym wzrokiem.
- Co ty powiedziałaś? - uśmieszek zniknął mu z twarzy.
- Nie umiesz nawet dobrze wyważyć eliksiru wielosokowego, wiesz? Bo odkryłam, że nie jesteś Jamesem, ponieważ masz pieprzone niebieskie oczy, a on ma brązowe. Nieudacznik z ciebie, Danielu - uśmiechnęła się szyderczo. Chłopak zmarszczył czoło. Był wściekły. W końcu znalazł to, czego szukał – mały scyzoryk. Zaczął zbliżać się do nich. Przerażona Evans nie wiedziała co robić. Przytuliła do siebie chłopaka, tym samym go ochraniając. Bała się, że to już koniec. Najpierw Severus, teraz to. Hogwart zamieniał się w szkołę dla wariatów. W pewnym momencie usłyszała tylko przekleństwo z ust chłopaka, który następnie upadł i zaczął się trzepać. Okazało się, że Syriusz przyszedł w najlepszym momencie. Uderzył Daniela w głowę, a on zemdlał. Za drzwiami stała Pani Pomfrey i Dumbledore.
- Syriuszu, nie musiałeś go atakować - powiedział lekko poddenerwowany dyrektor.
- Przepraszam profesorze. Lily! Nic ci się nie stało?! - powiedział, pomagając wstać dziewczynie – Chodź, musimy pomóc pani Pomfrey zanieść Jamesa do skrzydła.
- Nic mi nie jest... - wstała nadal patrząc na Pottera. Syriusz podniósł przyjaciela i zaczął podążać w stronę skrzydła szpitalnego, a za nim pielęgniarka.
- Stary, musisz zrzucić parę kilo - westchnął cicho, trzymając Pottera. Dumbledore uniósł Daniela czarami i zwrócił się do dziewczyny, która nadal była wstrząśnięta całą sytuacją:
- Lily, myślę, że też powinnaś udać się do pielęgniarki po leki uspokajające. Chodź, pójdziesz z nami - spojrzał na lewitującego Gryfona i ruszył. Dziewczyna ani drgnęła. - Lily?
- Już idę profesorze... – szepnęła, po czym wolno ruszyła za dyrektorem.
Cała czwórka spędziła noc w skrzydle szpitalnym. Evans otrzymała leki uspokajająco - usypiające. Następnego dnia James oraz Daniel mieli zostać przeniesieni do Św. Mounga. Syriusz został całą noc przy przyjacielu, po czym sam zasnął przy jego łóżku.

czwartek, 19 listopada 2015

Umarłam? - Wyjaśnienia i przeprosiny.

Hej. To ja..
Ostatni rozdział był w czerwcu. Jest 19 listopada.
 Chciałam Was cholernie przeprosić. Zachowałam się jak ostatnia egoistka zostawiając Was bez wyjaśnień. Przez tyle miesięcy. Przegapiłam nawet rok bloga, jest mi z tym cholernie źle. Rocznicę przegapiłam przez chłopaka, który potem mnie zostawił. Mniejsza.
Poszłam do nowej szkoły, opuściłam się w nauce, pogorszyły mi się relacje z rodzicami, zaczęłam mieć cholernego doła od 29 sierpnia. Do teraz.. Przepraszam. Tak cholernie Was przepraszam.
Chcę wrócić. Nie wiem czy uda mi się coś napisać, ale naprawdę się postaram. Wiem, że dużo osób odeszło... Ktoś w ogóle został? Jeśli tak, to będzie to informacja, że mimo wszystko mam dla kogo pisać. Jesteś? Daj znać. Skomentuj, to ważne.
Piszę rozdział. Nie umarłam.
Przepraszam.
Chloe Ann Wolf.

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 14. Akcja Evans&Poppins

  Witajcie po dość długiej przerwie, tak wracam jak obiecałam! Psychicznie się podbudowałam, miałam duuużo czasu ( zabieg na nogę upz) no i napisałam! Mam nadzieję, że ktoś tu jednak został, bo naprawdę miło mnie zaskoczyliście! I proszę nie pisać, że zawiesiłam bloga przez małą ilość komentarzy, bo to nie jest prawda C: 
  MATKO ŚWIĘTA! Jeszcze 400 wejść i będzie 30k na blogu! WOW :o 56 obserwatorów, boże <3 
No i fp! 237 like! Kocham Was, dziękuję, że ze mną jesteście <3 
  No i nowy szablon? *-* Co o nim sądzicie? Dla mnie jest świetny! No i w końcu mój, a nie wolny! :D 
  Chciałam zadedykować ten rozdział kilku osobom: 
- Rose, mojej kochanej siostrzyczce <3 
- Katherine, za to, że starała się mi pomóc C: 
- Anastazji za to, że wytrwale śledzi mój fp i po prostu jest! :3 
- Kolorowej Damie za to, że w końcu się ujawniła! ^^ 
                                   - I Assarii Cleto za maile i porządny kopniak w mój tyłek! XD   
  Cóż, nie zostało mi nic innego jak życzyć Wam miłego czytania! ^^ 
 Zapraszam! 
 


---------------------------------------------------------------------


 Tymczasem w Wielkiej Sali reszta par nie zwróciła większej uwagi na wybiegającą Lily. James stał jak wryty. Patrzył się w wielkie drzwi. Co jej się stało? Czemu tak się zachowała? Praktycznie nikt się tym nie przejął, a po chwili zaczęły lecieć żywsze piosenki. Towarzystwo się obudziło po dwóch wolnych kawałkach, przy których już praktycznie zasypiali. James potrząsnął lekko głową i zmarszczył czoło. Nadal myślał nad jej zachowaniem. Czyżby odkryła podstęp?
 Z zamyśleń wyrwało go popchnięcie. Ktoś od tyłu próbował go przewrócić i prawie mu się to udało. Chłopak szybko się obrócił i spojrzał na twarz Severusa. W jego oczach widać było złość.
- Co jej zrobiłeś? - warknął, a mała ilość uczniów zebrała się wokół nich.
- Słucham? Nie rozśmieszaj mnie...Poszła do łazienki  - zaśmiał się pod nosem. Nagle Severus rzucił się na niego z pięściami i gdyby nie zrobił szybkiego uniku, prawdopodobnie miałby złamany nos. Co za idiota... McGonagall od razu zareagowała. Podeszła do uczniów i spojrzała morderczo to na swojego wychowanka, to na Ślizgona. 
- Za mało sobie jeszcze nagrabiłeś, Snape? - powiedziała ostro mierząc go wzrokiem - Do dormitorium, minus 15 punktów dla Slytherinu.
 James uśmiechnął się szyderczo i w tej chwili nauczycielka zwróciła się w jego stronę. Snape był strasznie zły.
- Potter, nie jesteś święty. Minus 10 punktów dla Gryffindoru. Do Dormitorium, obydwaj! - skarciła go groźnie i spojrzała na tłum uczniów - Też macie już dość zabawy? Zawsze możecie opuścić Wielką Salę.
 Spojrzeli na nią przestraszeni i pokiwali niezgodnie głowami, po czym wrócili do zabawy. Reszta Huncwotów wraz z partnerkami ruszyli zirytowani za Rogaczem. Przecież nie mogli dobrze się bawić, wiedząc, że on musi wrócić do pokoju. McGonagall odprowadziła ich do dormitoriów. 
Wszyscy ruszyli w stronę swoich sypialni z nadętymi minami. Severus znów zaczął mieć fioła na punkcie Lily, więc "zaczął się o nią martwić". Znowu powstanie wojna Snape versus Potter. Wracamy do punktu wyjścia... 
- Właściwie, to gdzie jest Lily? - zapytała Cristal zatrzymując Jamesa w pokoju wspólnym. Spojrzała na niego swoim lodowatym wzrokiem. Patrząc mu w oczy przybrała minę "co jest nie tak?". Jego oczy nie były, jak to słyszała, orzechowe. Miały kolor krystalicznie czystego morza. Rysy twarzy również stawały się jakieś inne. Po chwili jego fryzura zaczęła się zmieniać, a Poppins delikatnie zwróciła mu uwagę - Ej, coś ci się stało z włosami... 
- Co? - uniósł oczy do góry i zaczął dotykać swoją burzę na głowie, po czym z przerażeniem na twarzy powiedział tylko "przepraszam" i pobiegł do swojego dormitorium. Dziwne... 
 Blondynka została w pokoju wspólnym sama. Oparła się o sofę i westchnęła. Zastanawiała się chwilę nad tą sprawą. Wiedziała, że James ma brązowe oczy, a nie niebieskie. Wydawało jej się? Przecież to bardzo intensywny kolor, nie mogła go pomylić z barwą czekolady! A Lily nagle zniknęła. Może wyszła wcześniej z Balu? Oby była w dziewczęcej komnacie... W następnej chwili na dole pojawił się Remus. Cristal spojrzała na niego i uśmiechnęła się troskliwie. Chłopak od kilku dni źle się czuł. Wyglądał bardzo mizernie. 
- Na pewno nie jesteś chory? Jesteś strasznie blady - podeszła do niego i przyłożyła mu rękę do czoła - dobrze, że nie masz gorączki...
- Martwisz się bardziej niż ja. Spokojnie, jestem po prostu zmęczony i tyle. Co powiesz na spacer po błoniach? Jutro pierwszy dzień weekendu oraz pierwszy dzień listopada, pogoda będzie coraz mroźniejsza, więc wiesz... 
- Jasne - tym razem spojrzała w jego tęczówki i wiedziała, że na pewno należą do niego. Nie miała obaw. Zarzuciła mu ręce na szyję i przytuliła. Taka krótka chwila, a dodaje mnóstwo dobrego samopoczucia u każdego. Zostawiła sprawę Jamesa w spokoju, bo teraz on się nie liczył. Teraz najważniejszy był dla niej Remus. 
                                                                             *** 
 Lily faktycznie wróciła do dormitorium. Kiedy dziewczyny wróciły do swojej komnaty, Ruda siedziała już w piżamie. Była w naprawdę małym szoku, ale jednak. To był przecież Potter, nie obchodziło ją to co się z nim dzieje, choć z drugiej strony wydało jej się to bardzo dziwne. 
- A ty co tak wcześnie tutaj? - zapytała Dorcas zmywając swój makijaż i ziewając. 
- Byłam... byłam w łazience i zostałam - bąknęła kładąc się na plecach na swoim łóżku. 
- Oj tam, mogłaś wrócić - Alice rozczesywała swoje włosy - Właśnie, gdzie jest Cristal? 
 Dopiero teraz zorientowały się, że brakuje jednej z nich. Chodź nie przejęły się tym, iż nieczęsto były one w pełnym składzie.
 - Pewnie jest na dole - Dorcas potężnie ziewnęła przeciągając się. Cóż, było już dość późno, a ona była strasznym śpiochem - Idę wziąć szybki prysznic. 
 Po chwili do pokoju wróciła Cristal. Wyglądała na szczęśliwą i gdy tylko zobaczyły jej minę nasuwała im się do głów tylko jedna myśl. Remus Lupin. Nie trzeba było nawet pytać. Odkąd związała się z Remusem, stała się jeszcze bardziej pozytywną osobą. Częściej się uśmiechała, pomagała innym. Była wspaniała. Zmienił ją na lepsze. W sumie, jak Remus nie mógł jej zmienić? Ten chłopak wszystko zmienia na bardziej pozytywne. Ma w sobie to "coś" co daje innym radość. Radość? Tak można to nazwać? Może bardziej poczucie bezpieczeństwa, zapewnienie bliskości? Był człowiekiem pozytywnym, który mało niszczył. 
  Po chwili podeszła do Lily i zapytała z lekkim strachem w głosie: 
- Patrzyłaś się w oczy Jamesowi? 
Dziewczyna otworzyła szerzej ślepia ze zdziwienia. 
- Owszem... - powiedziała, a jej warga zaczęła delikatnie drżeć, że nie było to aż tak zauważalne - A coś się stało? 
- Podobno miał czekoladowe oczy, a ja widziałam krystaliczne morze... - westchnęła. Lily zakryła sobie usta. 
- Czyli nie miałam omamów? Też widziałaś niebieskie oczy? To nie jest on. Muszę przyjrzeć się tej sprawie. To jest takie dziwne... 
- Pomogę ci - przytuliła Pannę Evans. Kiedy się od niej odsunęła, ta już otwierała usta, żeby zaprzeczyć, gdy Cristal przerwała jej z tajemniczym uśmieszkiem. - Nie przyjmuję odmowy. 
                                                                                ***
Pierwsze co wpadło Lily do głowy to Eliksir Wielosokowy. Ale pod jego wpływem oczy również powinny się zmienić. Ruda postanowiła zaprezentować swoją hipotezę Cristal. Ku jej zdziwieniu, Cris zgodziła się z jej przypuszczeniem. 
- Gdy z nim gadałam, jego rysy twarzy jakby zaczęły się zmieniać, a potem fryzura stawała się inna...
- To wygląda na ten eliksir...ale te oczy... - dziewczyny usiadły przy stolikach w bibliotece. Pomimo ciepłej (co zdziwiło praktycznie wszystkich) pogody w listopadzie, spora ilość uczniów tam przebywała. Uczyła się do sprawdzianów, odrabiała krótkie prace domowe lub jak niektórzy prymusi - czytała dla przyjemności. Mimo zakazu rozmów, było słychać ciche, a nieraz głośniejsze pogawędki, chodź nie było ani cicho, ani głośno. Można powiedzieć, że pośrednio. 
- A może ktoś jest słaby z eliksirów, źle go uwarzył i po prostu oczy mu się nie zmieniły? - odezwała się niepewnie Cristal. Ze zmęczenia oparła głowę na ręce. Po dłuższym czasie wśród miarowego hałasu niestety zaczynalła boleć głowa. 
- Wiesz co, to wcale nie jest głupi pomysł! - wykrzyknęła Lily i  gwałtownie uniosła wcześniej opuszczoną głowę do góry. Za krzyk, dostała upomnienie od Pani Pince. 
- To dobrze, bo szczerze, nie chce mi się tu już siedzieć... - Blondynka już zrywała się z krzesła, gdy nagle Lily przerwała wykonywaną przez dziewczynę czynność. 
- Nigdzie nie idziemy - powiedziała z poirytowaniem w głosie, a Poppins myślała, że udusi ją gołymi rękami - Jeszcze musimy ustalić wstępny plan. 
- Ech! - upadła ciężko na siedzenie – Zacznij go może podrywać, co? Proszę Cię, muszę iść na błonia!
- Ale... - Lily chciała coś powiedzieć, lecz tym razem Cristal jej przerwała. 
- Tak idź go poderwać, czy coś. Spytaj się o rady Dorcas, bo... bo tak, wybacz nie mam czasu! 
 Wzięła torbę i pobiegła gdzie pieprz rośnie. Ruda została sama pośród tłumu uczniów. Nic innego jej nie pozostało prócz zbliżenie się do niby Jamesa. Praktycznie nic innego nie przychodziło jej do głowy, więc zaczęła szukać Dorcas, podczas, gdy Cristal ruszyła na błonia, aby spotkać się z Remusem. 
                                                                               *** 
 Błonie również były przesiadywane przez uczniów. Powietrze jak na listopad było w miarę ciepłe, więc uczniowie chodzili w cienkich bluzach. Zima powinna być w tym roku później.      
 Remus siedział przy drzewie i czekał aż Cristal przybędzie na miejsce. Po chwili dziewczyna przyszła do niego. Chciała obejść go od tyłu i wystraszyć, ale niestety jej plan się nie powiódł. Chłopak spojrzał wtedy w tył i ją ujrzał. Wstał szybko i przytulił dziewczynę. Zaczęli spacerować i rozmawiać, to o szkole, to o przyjaciołach, a to o ich związku. Dziewczyna nie pisnęła ani słowa o jej planie, który dzieliła z Lily, ani o ich podejrzeniach. Znała tego chłopaka - jeśli dowie się o jakiejś niebłahej (bo chyba była istotna, prawda? W końcu chodziło o jednego z jego przyjaciół!) sprawie, od razu udaje Sherlocka. Tylko lupy i fajki mu brakuje! Wolała współpracować tylko z Lily, aby nie robić niepotrzebnego zamieszania. 
- Jesteś jakaś zamyślona, stało się coś? - zapytał troskliwie Lupin i objął dziewczynę. Po akcji ze zniknięciem Cristal, stał się bardziej opiekuńczy. Czasami aż za bardzo.
- Nie, coś ty... - odpowiedziała i wtuliła się w jego tors. Czuła jak serce chłopka szybko bije. W pewnym momencie zauważyła coś, jakby bandaż, na jego prawej ręce. Nie była tego w stu procentach pewna, ale prawica była czymś owinięta. Przystanęła, a chłopak o mały włos by się nie przewrócił. Bez słowa podwinęła jego skórzaną kurtkę. Nie myliła się, był to ( już nie taki biały) bandaż. Spojrzała z lekkim przerażeniem na rękę z opatrunkiem, a potem na Remusa. 
- C-co to jest? Czemu twoja ręka jest owinięta bandażem? - spytała z niepokojem w chrypliwym głosie
patrząc to na prawicę, to w oczy Lupina. 
- To... to tylko draśnięcie, nie przejmuj się... - bąknął Lunatyk, po czym zakrył kompres rękawem kurtki.
- Co się stało? 
- Eee...ja...wywaliłem się... na krzaki! Tak...ee...Pani Sprout mnie prosiła, żebym zebrał jakąś roślinę z Zakazanego Lasu... no i się potknąłem... - Remus był dumny z tego, iż wymyślił na poczekaniu taką wymówkę! Szczerze, to już chciał uciekać, gdzie pieprz rośnie, byleby się nie wydało... 
- Doprawdy? Sprout puściła cię samego do Zakazanego Lasu? - podparła się na biodrach i uniosła jedną brew do góry.
- Oczywiście, że nie! Byłem tam z...z Peterem i z jakąś Krukonką...już nie pamiętam jak miała na imię, ale to nieistotne... - podrapał się po głowie, udając, że chce sobie przypomnieć, jak nazywała się ta Krukonka. 
- Mam nadzieję, że szybko ci przejdzie... -złapała go za rękę i ruszyli dalej. 
   Remus odetchnął z ulgą w duchu, że nie wydał się jego sekret. Gdyby Cristal się dowiedziała zapewne by go zostawiła, przynajmniej tak przypuszczał Remus. Nie mogła wiedzieć. Na razie nie teraz. 
 Natomiast Cristal, która udawała, iż nic się nie stało, biła się z myślami. Miała teraz podwójne zadanie. Pomóc Lily i odkryć co ukrywa przed nią Lunatyk. Każdy głupi by zauważył, że Lupin chce wpuścić ją w maliny. Prędzej głowa jej wybuchnie, ponieważ dodatkowo w tym całym zamieszaniu nie może zapomnieć o nauce. To praktycznie powinno być na pierwszym miejscu, w końcu to siódma klasa - koniec obijania się, niedługo egzaminy. Błądzili tak przez błonia, podczas tego pierwszego ciepłego dnia listopada, aż w końcu wrócili do zamku, ponieważ niebo stawało się coraz szybciej ciemniejsze.
                                                                                 *** 

  Kiedy Cristal i Remus błądzili po ogrodach Hogwartu, Lily wszędzie szukała Dorcas, aby dała jej porady co to "podrywania". Przemyślała na spokojnie wstępny plan Cristal i nie wydawał się taki zły. Przynajmniej coś miały. Jakiś wstęp. Żyje się raz! Dodatkowo, to nie Potter. To na pewno nie on, była tego pewna. Słyszała od innych uczniów, że czarnowłosa poszła na błonia, więc tam się udała. Poczuła na twarzy lekki powiew wiatru. Zauważyła Cristal i Remusa, którzy szli w stronę jeziora. Oni jej nie spostrzegli. Widziała również wielu uczniów, którzy głośno rechotali ze swoimi przyjaciółmi. Inni leżeli na kocach czytając "Proroka Codziennego", a niektórzy grali w jakieś gry, na przykład w eksplodującego durnia. Nagle zobaczyła również jednego z Huncwotów - Syriusza. Skoro był chłopakiem Dorcas, powinien wiedzieć gdzie ona jest. Podeszła do niego szybkim krokiem, ale o mało jej nie uciekł. 
- Cześć Syriuszu! Nie widziałeś może Dorcas? - uśmiechnęła się ciepło w jego stronę, mając nadzieję, że jeśli coś wie, to jej to powie. 
- Chciałbym spytać o to samo, bo kompletnie nie znam położenia tej dziewczyny - podrapał się w tył głowy kręcąc oczami. 
- Dobra, ty idź w prawo, a ja w lewo... - zaczęła swoje manewry, ale nagle jej przerwał i przysunął się niebezpiecznie blisko.
- Słuchaj, teraz w Hogwarcie jest wielu popleczników Voldemorta. Boję się o nią, pośpiesz się, proszę - powiedział jej na ucho. Ton jego głosu brzmiał poważnie, więc tym razem raczej nie żartował. Ruda odsunęła się od niego i przytaknęła. Rozumiała jego zmartwienie. Zakochany człowiek nie widzi świata poza TĄ osobą. Poszła tam, gdzie miała iść. Szukała za drzewami, krzakami, za domkiem Hagrida. Lecz nigdzie jej nie było. W  końcu został jej tylko Zakazany Las...Przeszły ją dreszcze na samą myśl o tym, że ma tam wejść. Ale również bała się o Meadowes. Czego się nie robi dla przyjaciółki? Weszła do ciemnego lasu. Mijała wysokie drzewa i nagle... wpadła na nią Dorcas! Za nią szła Megan trzymając jakąś grubą księgę. Lily złapała się szybko przyjaciółki, przez co uniknęła upadku. 
- Co ty tu robisz?! Przecież to Zakazany Las! - skarciła ją i spojrzała niebezpiecznie. Jej wzrok mówił "wiedz, że cię zamorduję". Jak mogła szlajać się po tym lesie?! Dodatkowo w środku dnia, to było pewne, że ktoś je przyłapie. W sumie lepiej w dzień niż w ciemną noc. Nie, w ogóle nie powinny tam iść! Jeszcze Megan...
- Nic. Chodź! - złapała Rudą za rękę i pobiegła w stronę chatki Hagrida, a za nimi podążała Megan. Lily chciała chociaż wstępnie uporządkować sobie w głowie, co się dokoła niej dzieje. Odwróciła się i zobaczyła tytuł księgi, którą trzymała dziewczyna za nimi. Zauważyła tylko wyraz "Czarna" i nie musiała długo rozmyślać o czym była książka. Była przerażona, ponieważ Dorcas miała przestać interesować się Czarną Magią. To przez Megan. Ona ją do tego ciągnie. Wyszły niezauważalnie  z Zakazanego Lasu, a zaraz potem podszedł do nich Syriusz. Raczej domyślił gdzie była. Podszedł do niej szybko i objął w pasie. 
- Po co tam poszłaś? - spytał patrząc w jej ciemne oczy. Megan wykorzystując sytuację zwiała razem z księgą. Dorcas patrzyła się w jego oblicze, a potem odeszła od niego bez słowa. Widać, że nie chciała o tym
rozmawiać. Lily była na nią zła, ale jednocześnie się cholernie martwiła, że dziewczyna przejdzie na złą stronę. Straciłaby przyjaciółkę... 
   Cała trójka ruszyła w stronę pokoju wspólnego Gryfonów bez słowa. Każdy milczał. Meadowes miała smutną minę, Syriusz był wzburzony, a Lily czuła się źle, że Dorcas nadal chciała się w to pchać. Nagle zaczepiły ich dwie Ślizgonki i poprosiły Rudą, aby z nimi pogadała na osobności. Zdziwiona dziewczyna poszła za nimi, zostawiając przyjaciół samych. 
- Słuchaj, raz uratowałyśmy ci tyłek przed śmierciożercami, więc powinno cię to interesować. Wymknęłyśmy się w nocy z dormitorium i usłyszałyśmy w opuszczonym gabinecie Slughorna walenie w drzwi, jakby ktoś chciał się wydostać. Nie zgubił ci się ostatnio jakiś Gryfonek? - spojrzała przebiegle na Rudą i uśmiechnęła się szyderczo blondynka. 
- Po co mi to mówicie? I czemu tego nie sprawdziłyście? Ktoś może potrzebować pomocy! - zaczęła pytać. 
- Posrało cię? Nie będę tam chodzić! Mówimy to tobie, bo nie chcemy wplątać się w kłopoty. Tylko Gryfoni są tak tępi... - odezwała się druga, po czym obydwie odeszły.
   To mógł być James! Przecież nikt nie chodzi do opuszczonych gabinetów bez powodów. Świetne miejsce na ukrycie kogoś... Nie do końca wiedziała, czemu jej pomogły. To przecież nie było "ślizgońskie", ale wiedziała, że musi się temu przyjrzeć.


poniedziałek, 4 maja 2015

Koniec tego dobrego

Wpadłam na chwilę.
1. Nie skomentowałam Ci rozdziału?
Przeczytałam. Zapewniam Cię. Po prostu jestem anonimem od jakiegoś miesiąca.
2. Zawieszam bloga, dziękuję.
Miałam tylko nie usuwać, bo mnie przekonaliście.
Żegnam!
Nie wiem czy ktoś nawet zobaczy ten post. Pff i tak nikt tu już nie wchodzi.

środa, 25 marca 2015

Chyba ostatnie LBA.

Ejo. Cóż, spodobały mi się pytania Alicji Sims, soł... ostatni raz daję posta o LBA. Pojawi się zakładka, nie będę nikogo nominować. Dziękuję za uwagę, o LBA informujcie w spamowniku, a nie pod rozdziałami. Teraz wchodźcie w zakładkę jak by co C: 

1.Czytasz mojego bloga, podoba ci się, w ogóle wiesz kim jestem?
Jesteś czytelniczką na moich blogach, Twojego nie czytam, wybacz. 

2. Jak masz na imię i ile masz lat?
Jestem Ania, lecz mówią na mnie najczęściej Ann. Rzadziej mówią, ale jednak: Chloe, Wilczek. Gdybym Wam powiedziała ile mam lat, bylibyście trochę zdziwieni...

3. Ulubiona książka lub seria, saga?
Lubię HP, GNW i Chłopca w pasiastej piżamie. 

4.  Dlaczego piszesz bloga? Co cię motywuje? Miewasz chwile słabości?
Piszę, bo robię co kocham. Motywują mnie inne blogi, filmy na yt i otoczenie. Miewam chwile całości prawie cały czas. Mam teraz chwilę słabości. Ech. 

5.  Czy uważasz, że jestem nienormalna, ponieważ mam prawie 13 lat i nie podobają mi się chłopaki i zamierzam mieć chłopaka dopiero w liceum lub na studiach, przy czym moje koleżanki z klasy żałują, że nie mają chłopaków? 
Jesteś normalna, lel. Nikt Cię nie pośpiesza :v 

6. Lubisz swoją klasę. Dlaczego?
Nie lubię mojej klasy. To najbardziej zdradliwi ludzie jakich znam. Kable, niedojrzałe dzieci, które nie umieją się ogarnąć. 

7.  Twoja największa zaleta i wada?
Pomocna. 
Potrzebująca non stop pomocy. 
Lel :v 

8.  Najpiękniejszy cytat?
" Nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest dozwolone." 
C: 

9.  Jaki masz kolor włosów?
Ciemny blond, rozjaśnione końcówki od słońca. Dziwne, prawda? C: 

10.  Masz jakieś zwierzę? Jak tak, to jakie? 
Jorka - Jokera C:

11. Podobały się pytania i czy cieszysz się z nominacji?  
Tak
Tak 
C: XDD 

piątek, 20 marca 2015

Rozdział 13. Bal i Rogacz.

Witam, witam! Powracam z rozdziałem 13! Wowowow, ile mnie tu nie było?! Nieważne, cud, że się znalazłam ( a raczej moja wena :d). Btw. Jestem nawet zadowolona z rozdziału i sądzę, że mój styl się trochę poprawił. Tę opinię pozostawiam wam. 
Rozdział dedykuję Daisy, niedługo biorę się za rozdział u Ciebie! ^^ <3
Właśnie, mam dużo zaległości przepraszam : // 
I jeszcze jedno. Ważne. Nie nominujcie mnie do LBA. Błagam. Mam tego strasznie dużo. Jest mi miło, że doceniacie mój blog, ale gdybym odpowiadała na każdą nominacje, postów byłoby więcej niż rozdziałów... Dziękuję i przepraszam :v 
Jejku dziękuję za 21k wyświetleń, 43 obs. i 138 like na fp! Jesteście wielcy! <3 
Jak wam się podoba nowy szablon? *_* Ja się bardzo jarałam, gdy zobaczyłam taki cudowny, wolny szablon C: No i pojawiła się zakładka pytania! ^^
Dobra, macie, bo czekaliście długo! XD 
Chloe  <3 
-----------------------------------



Do Balu zostały zaledwie dwa dni. Lily nawet nie myślała o ruszeniu się z pokoju. Po kolejnej kłótni z Jamesem była jakaś przygnębiona. Naprawdę zaczęła go trochę lubić. Nie, stop! Co, co, co? Evans, ta Evans, polubiła puszącego się, aroganckiego, bezczelnego Jamesa?! Nastał jakiś fenomen Hogwartu, nowa era? Niemożliwe! Dobra, nie podniecajmy się tak. [ właśnie XDDD ~ od Ann ] Cóż, było o nich głośno w całym Gryffindorze, ale bez przesady. To dobra wiadomość, w szczególności dla Jamesa. Chociaż nie - byłaby dobra, gdyby nie był na nią wściekły. No i znów wracamy do początku. Lily nie chciała pójść na bal tak czy owak. Nawet jeśli James by ją zaprosił, miałaby to w głębokim poważaniu. Dodatkowo, ktoś, kto nie miał z kim pójść nie był wpuszczany na bal.  Ach, kto ją kiedykolwiek zrozumie? Natomiast jej pozostałe współlokatorki nie mogły się go doczekać. Kto by się dziwił - wszystkie miały partnerów. Cristal w końcu związała się z Remusem, więc było to nowym tematem rozmów w ich pokoju. Dorcas i Syriusz nadal byli ze sobą szczęśliwi. Podobnie było z Frankiem i Alice. Wszyscy promieniowali radością, tylko nie ona. Znowu. W sumie, to była w większości jej wina. Nadal intrygował ją ten list. Kawał Jamesa? Nie, po pięciu dniach by się raczej przyznał. Kawał kogoś innego? A może ktoś tak na serio? Już nie wiedziała co myśleć.
Evans w końcu musiała wyjść z czeluści swojej komnaty. Musiała iść na kolację. Dziewczyny szlajały się ze swoimi chłopakami. Lily zeszła do dormitorium. Zauważyła jakieś walizki. Ktoś się wynosił? Zmieniał szkołę? Potem ktoś do nich podszedł, a mianowicie Daniel Jonson - chłopak, któremu spłatała psikusa razem z Jamesem. Ech... razem. Czemu ten Potter ze wszystkim się łączył? 
- Jedziesz gdzieś? - spytała.
 
- Tak, przyjadę dopiero w nowym roku, moja babcia ciężko zachorowała - wziął w ręce dwie walizki i spojrzał na nią - Do zobaczenia, Lily - uśmiechnął się szyderczo po czym wyszedł. Tylko czemu? To było dość dziwne, patrzył się na nią jakby chciał się... hm... na niej odegrać? Czyżby za ten jeden, głupi kawał chciał ją ukarać? Zostawiła tą sprawę w spokoju i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Gdy już przybyła na miejsce ujrzała swoje przyjaciółki i Huncwotów, ale bez Pottera. Usiadła obok Dorcas i zaczęła robić sobie kanapkę.
 
- Lily, idziesz z kimś na bal? - zapytał Glizdogon, który zajadał się kurczakiem.
 
- A co? Chcesz ją zaprosić, Peter? Wiesz, James pewnie wkurzy się jeszcze bardziej - powiedział Syriusz szczerząc się.
 
- Bardzo śmieszne, Black - powiedziała ironicznie rudowłosa.
 
- Dla twojej wiadomości przyjacielu, ja już kogoś mam. Chciałem się jej tylko spytać. Kto wie czy już się pocieszyła... - zakpił jakby byli razem. Evans spojrzała na niego lodowym wzrokiem - Weź, kłócicie się jak stare, dobre małżeństwo!
 
- Dobre! - Łapa zaczął się śmiać.
 
- Ubaw po pachy. Nie, nie idę na żaden bal. Swoją drogą, kto jest tą szczęściarą, która idzie z tobą na bal, Pettigrew?
 
- Zapewne znasz Megan Night - uśmiechnął się dumnie. To była ta Megan, która chciała przekonać Dorcas do czarnej magii. Lily za nią nie przepadała. Spojrzała się w stronę Meadowes. Kilka metrów od niej siedziała Night. Super...
 
- Tak. Mam pytanie. Czemu Potter nie jest z wami? - zapytała nalewając sobie sok.
 
- Już się interesuje Jamesem, no nieźle - znów wytrzeszczył zęby - Został dłużej w pokoju, niedługo powinien się zjawić.
Lecz się nie zjawił. Może to i dobrze? Po wieczerzy wszyscy ruszyli w stronę pokoi, oprócz Lily, ponieważ musiała iść do biblioteki. Szukała książki o eliksirach. Już szła do półki, gdy nagle ktoś złapał ją za ramię. 
- Hej, Lily - usłyszała kiedy ktoś ją dotknął. Odwróciła się i zobaczyła okularnika.
- Eee... cześć - bąknęła. 
- Słuchaj, czas się przyznać. Tak, spłatałem ci figla z tym listem - chyba próbował zrobić zawstydzoną minę.
 
- Potrzebowałeś pięciu dni, aby w końcu o tym powiedzieć? - założyła ręce na piersi. To niezbyt do niego pasowało. Dodatkowo, od jakiegoś czasu mówił na nią "Lils". Może tylko jej się wydawało?
 
- Oj tam, ale ważne, że się przyznałem nie? Słuchaj, jak już się przełamałem to może pójdziesz ze mną na ten bal? - zrobił maślane oczka do rudej.
 
- Nie wiem, Potter. Dam ci znać jutro - wzięła szukaną wcześnie książkę i nie czekając na odpowiedź z jego strony opuściła bibliotekę


***


Wróciła do dormitorium i położyła tom na łóżko. Dziewczyny siedziały w komnacie i rozmawiały na podłodze. 
- Ej, mam pytanie - przysiadła się do nich - Tak jakby pogodziłam się z Potterem. Ten przy okazji zaprosił mnie na bal...
- To super kochana, w końcu! - Dorcas przytuliła przyjaciółkę.
 
- Ale ja się nie zgodziłam....
 
- Serio Lily? Jak można być taką idiotką? - oczywiście, Meadowes nie chciała jej obrazić.
 
- A co, miałam mu się rzucić na szyje i powiedzieć, "Och, oczywiście, że tak, co z tego, że miałam przez ciebie doła, a moje przyjaciółki latały za swoimi chłopakami, nie no spoko!"? Nie, Dorcas! - Lily zrobiła się czerwona ze złości. Dziewczyny patrzyły na nią ze zdziwieniem.
 
- Przepraszam... nie wiedziałam, że ci to przeszkadza, nic nie mówiłaś - powiedziała cicho Cristal.
 
- Kiedy miałam powiedzieć, jak cały czas byłaś z Remusem? - poczuła na swoim policzku łzę. Po tym wszystkim do niej podeszły i przytuliły.
 
- Wiem, że robię zamieszanie, praktycznie o nic, ale to nie było zbyt fajne - wtuliła się we włosy czarnej. Były dość bujne. –Dobra, koniec. Co mam zrobić z tym Potterem? - odsunęła się i otarła łzy.
- Lily, ty go serio lubisz, to widać. Zgódź się - powiedziała Alice po czym się do niej uśmiechnęła. Cóż, nie dało się tego ukryć. Evans coś czuła do Pottera.
 
- Ale pożyczysz mi sukienkę prawda? - spojrzała na Dorcas i próbowała wywołać lekki uśmiech. Ta kiwnęła zgodnie ze śmiechem. Lily ich nienawidziła, a jednocześnie kochała jak siostry. Nieraz się na siebie gniewały, ale nikt nie może powiedzieć, że są wrogami. Tak było z Dorcas na początku siódmego roku. Po kilku dniach się pogodziły. W sumie, takie sprzeczki nie są nic warte i wiadomo, że zawsze te dwie osoby się pogodzą. Kiedyś, gdy były w drugiej klasie, pokłóciły się o jakąś pierdołę - jak wszyscy przyjaciele- a potem zaczęły coś ze sobą i jakby pogodziły się bez słowa "przepraszam". Cóż, taka już magia przyjaźni.

*** 


Wszystko było dobrze następnego dnia. James bardzo się ucieszył, że Lily zdecydowała się pójść z nim na bal. Ale szczerze, był bardziej rozradowany, gdy się z nim w końcu umówiła. Serio, zachowywał się dziwnie, jakby na siłę próbował być Jamesem, choć nim był... ale może tylko jej się tak wydawało? Po obiedzie Peter zatrzymał ją w drodze na transmutację. 
- Ej, słuchaj, muszę ci coś powiedzieć. Wczoraj w sypialni Ro...znaczy James nie zachowywał się hm... normalnie. Był jakiś dziwny, jakby pierwszy raz tam był, a potem się wykręcał pod pretekstami, że "robi sobie z nas żary". Ale coś było nie tak...  jakby co, uważaj na siebie - po czym poszedł dalej, prawdopodobnie do reszty Huncwotów. Co to miało znaczyć? Dobra, to robiło się już dziwne, że nawet Peter coś podejrzewał. Zaczynała się trochę bać, że znów coś będzie nie tak, ponownie wszystko się zawali, będzie źle. Cóż, miała nadzieję, że jej obawy będą dalekie od rzeczywistości.
 Po lekcjach, reszta dziewczyn ostatecznie wybierała sukienki na jutro. Cristal postanowiła iść po radę, w której sukni wygląda lepiej. Zapukała do pokoju chłopców. Otworzył jej Potter.
 
- Cześć, jest Remus? - zapytała się i uśmiechnęła przyjacielsko.
 
- Nie, reszty mojego pokoju też nie ma, wyszli gdzieś - odpowiedział.
 
- Ach, okay... - wróciła zrezygnowana do pokoju.
- I co, w której wyglądasz bardziej sexy? - zapytała Dorcas z uśmieszkiem na ustach.
 
- Od razu seksownie, Dorcas ty masz coś z głową... wracając, trzy czwarte Huncwotów było nieobecnych, był tylko James.
 
- Dobra, nie musisz się go o to pytać, ja ci powiem w czym ci ładniej, bo kto zna się lepiej niż Mrs. Meadowes? - podeszła do niej i wzięła sukienki - Szczerze, ładniej ci w tej sinokoperkowej i na to powiedzmy, że do tego niebieska kurtka do bioder. A do Alice bardziej pasuje ta niebieska na jedno ramiączko.
 
- A żebyś ty taka mądra była na SUMACH... - odezwała się Lily za co oberwała poduszką od czarnej.
 


***


W dzień balu żadna dziewczyna nie umiała się skupić na lekcjach, wszystkie były bardzo podekscytowane. Nawet Lily w pewnym stopniu była niespokojna. Po pierwsze, przestraszyła się trochę swoimi podejrzeniami, po drugie chyba chciała mu zaimponować jak najlepiej. Nie da się ukryć, chciała pokazać się z najlepszej strony. Po lekcjach, w dormitorium na cegłach okrągłego okna zauważyła, że na kartce pojawiły się nazwiska " Potter i Evans". Ach, ci drugoklasiści... To było dość zabawne... Ruda usiadła przy jednym ze stolików, wyciągnęła swoje notatki i kawałek czystego pergaminu. Najpierw praca domowa, a potem bal. Niedługo potem przyszedł Remus i usiadł obok niej. 
- Jak tam Remmy? Wszystko okay z Cristal? - spytała przyjaźnie. Dawno z nim nie gadała, a jeszcze w szóstej klasie byli w miarę dobrymi przyjaciółmi.
 
- Dobrze, a jak z Jamesem? - zaczął oglądać jej notatki podczas, gdy ona była w trakcie pisania referatu na OPCM.
- W jakim sensie? Idę z nim tylko na bal - zaśmiała się, jakby to było dość oczywiste, że nie są parą.
 
- Wiesz, mówił nam w pokoju, że świetnie wam się powodzi i w ogóle...
- Co proszę? - wstała szybko i już ruszała w stronę pokoju Huncwotów, gdy Lupin znów zabrał głos.
 
- Żartowałem! - zaśmiał się, a Lily znów zajęła miejsce przed swoją pracą domową - Najpierw zaczął tak gadać, ale potem, typowo zaprzeczył i powiedział, że robi sobie żarty.
 
- Coś za często je ostatnio robi... słyszałam, że ostatnio "udawał", że pierwszy raz jest w waszym pokoju i inne podobne rzeczy. Wiesz, uznałabym, że to normalne, ale wiesz, jeśli nawet Peter się skarży, to coś się dziwnego dzieję. Dobra, nieważne, Potter to Potter, może po prostu ześwirował jeszcze bardziej. Mogę się spytać gdzie wczoraj wybrała się większa część Huncwotów? - spojrzała na niego oczekując odpowiedzi. Remus przygryzł lekko wargę jakby się denerwował - Dobra, okay... widzę, że nie chcesz gadać - złożyła pergamin i wzięła potrzebne rzeczy. Nie skończyła pracy domowej, ale wolała nie gadać z Remusem. Nawet jej nie zatrzymał. Wróciła spokojnie do pokoju.
 


***


- Kurcze, możesz podać mi tą prostownicę, Cristal?! - krzyczała zdenerwowana Dorcas przed lustrem. Zostało pół godziny do balu. 
- Teraz ja jej używam, nie widzisz?! -ich pokój wyglądał jakby przybyło tam tornado. Wszystko tu i tam było porozrzucane.
 
- Jestem zajęta, zostało pół godziny, a ja muszę zrobić sobie jeszcze makijaż, nie mam czasu, aby patrzeć jak kręcisz sobie włosy!
 
- Ej, cisza! - zakrzyknęła Lily wkładając swoją kreację. Była to zielona sukienka, która pasowała do jej oczu, bez ramiączek. Była związana czarną kokardą w pasie, a w okolicach biustu, lekko pofalowana. Gdy Cristal skończyła robić sobie burzę loków na głowie oddała prostownicę Dorcas. Za jej namową włożyła kreację koloru sinokoperkowego na ramiączka, do kolan, a na to czarną marynarkę i pasek tego samego koloru. Ta tylko trochę pofalowała swoje włosy. Ona natomiast włożyła na siebie czarną suknię z rękawami do łokci oraz z białym kołnierzem. Następnie pomogła Alice zrobić makijaż. Dziewczyna miała na sobie prostą, niebieską sukienkę na jedno ramię i ciemny pasek. Gdy wszystkie się "ogarnęły", wyszły ze swojej komnaty i zeszły do pokoju wspólnego. Czterech dżentelmenów: James, Syriusz, Remus i Frank stali w eleganckich garniturach czekając na swoje partnerki.
 
- A gdzie jest nasz Peter? - spytała Dorcas przytulając i całując Łapę.
 
- Poszedł do Wielkiej Sali, aby uniknąć kłótni pomiędzy Rudą i Madźką - powiedział Syriusz obejmując Czarną.
 
- Madźką? - Zapytała z zaciekawieniem Alice, która już była u boku Franka.
 
- Tak nazwaliśmy sobie Megan. Przepraszam, Black nazwał - powiedział Potter z tym swoim genialnym uśmieszkiem. Lily tylko spojrzała na niego jak na idiotę. Wszystkie trzy pary złapały się za ręce, oprócz powiązania Potter i Evans, a następnie ruszyli do Wielkiej Sali. Dziewczyny uśmiechały się perliście do innych uczennic, które nie szły na bal, aby zrobić im na złość, że mają takich boskich partnerów. Te patrzyły na nie morderczymi spojrzeniami, ale najbardziej chciały zabić Evans. Dlaczego? Miała obok siebie ósmy cud świata, lecz szła obok niego obojętnie. "Co za kretynka." - tak najczęściej nazywały ją inne dziewczyny [Ja bym ją nazwała ruda pała, ale ok  :") ~ od autorki] Znaleźli się w Wielkiej Sali. Stoły zostały wyniesione, a wstawione zostały małe stoliczki, które były udekorowane w pomarańczowe obrusy, a po środku zostały położone dynie. Zostawiono jedynie ławę, gdzie jedli nauczyciele i właśnie tam znajdowali się pedagodzy. Na środku parkietu zostały rozrzucone liście o barwach jesieni. Nad głowami uczniów latały straszne twarze wycięte na dyniach. Panował tam naprawdę przytulny nastrój. Przy stolikach jak i na parkiecie znajdowali się uczniowie. Orkiestra natomiast stała na prawo od stołu nauczycieli. Grali żywą piosenkę. Dumbledore zaczął swoją przemowę:
 
- Witam was, moi drodzy uczniowie, w dniu Hallowen! To ostatni bal w Hogwarcie, moi kochani siódmoklasiści. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić!
  Dorcas i Syriusz od razu zaczęli tańczyć, a zaraz potem dołączyli się inni. Podeszli do nich Peter i "Madźka". O dziwo nawet James i Lily tańczyli i co lepsze, dobrze się bawili. Wszyscy szaleli na parkiecie. Potem do rozbawionych uczniów dołączyli nauczyciele, którzy próbowali być poważni. Dumbledore tańczył z McGongall, co wyglądało dość komicznie, przynajmniej tak uważali Huncwoci. Filch tańczył z panią Pomfrey, co jeszcze bardziej wszystkich rozśmieszyło. W końcu nastał tak długo wyczekiwany moment (przynajmniej przez dziewczęta), czyli wolny taniec. Lecz nie była typową wolną piosenką. Mianowicie zaczęto grać "Listen To Your Heart". * włączyć sobie Listen to your Heart moi drodzy, szósta piosenka od dołu C: * Lily wahała się czy tańczyć wolnego z Jamesem. Cóż, żyje się raz, prawda? Ruda splotła ręce na jego szyi, a on już wiedział, że może złapać ją w talii. Evans spojrzała się w około. Dorcas już całowała się z Syriuszem, Cristal przytulała się do Remusa i razem lekko się kiwali, a Alice i Frank stykali się czołami i patrzyli sobie w oczy, jakby chcieli powiedzieć sobie nawzajem "Nigdy cię nie opuszczę, bo cię kocham". Słodkie.
 
- Nie mogę uwierzyć, że dożyłam tej chwili, że tańczę z tobą wolnego, niemożliwe- powiedziała z lekkim uśmieszkiem na twarzy, a potem cicho się zaśmiała.
- Ja... ja również - powiedział zmieszany. To znów wydało się dziwne. Dlaczego nie uśmiechał się jak dureń, ani nie dawał znak naprawdę wielkiego entuzjazmu, jak na Jamesa przystało? Teraz to Lily nie widziała już co myśleć. Przez te dwa dni, myślała nad tym czemu Potter... nie jest Potterem. Uśmiechnął się krzywo. Ich spojrzenia się skrzyżowały. James pogrążał się w szmaragdzie jej oczu i zbliżał się do niej, gdy nagle Lily go odepchnęła. Spojrzała z lekkim strachem i bez słowa wyszła z Wielkiej Sali. James stał jak słup soli i nie wiedział co się właściwie stało. Poszedł się napić dla orzeźwienia. Ruda natomiast prześlizgnęła się do swojego pokoju. Teraz już wiedziała, że się nie myliła. To nie był James. On ma brązowe oczy, a ten "Potter" miał zielone. Jak mogła tego wcześniej nie zauważyć?! Coś tu śmierdziało kolejnym podstępem...



piątek, 27 lutego 2015

Miniaturka ~ "Żyj lub umieraj"

Cześć! Napisałam obiecaną miniaturkę. To pierwsza na moim blogu. Jest krótka, ale serio - podoba mi się. Chciałam ją zadedykować dwóm osobom:
- Wiktorii B. - dziękuję, za Twoje wsparcie kochana! <3
- Bellatrix Lestrange ( Raving) - dziękuję Ci za słowa, "Nie przejmuj się, rób to co kochasz, pisz. Rozwijaj się. Jak na Twój wiek piszesz genialnie". Obiecuję Ci, że się nie poddam. Dziękuję <3
A teraz zapraszam do czytania moi mili!



 Usłyszałem skrzypienie okna. Otworzyłem lekko oczy i zaspany spojrzałem na zegarek. Wskazówki pokazywały czwartą nad rano. Podniosłem się, otarłem oczy i włożyłem okulary. Moja żona wychylała się przez okno. Podszedłem do niej i ją objąłem.
- Coś się stało? - zapytałem  troską.
- Nie... Wydawało mi się, że coś widziałam....
- O czwartej nad ranem? Lily, co ci się znowu przyśniło? - złapałem ją za rękę i odwróciłem do siebie - Koszmar?
- Tak, kolejny. To się robi męczące... - wtuliła się we mnie.
- Lily, uspokój się. Idź napić się wody, a ja zajrzę do Harry'ego, dobrze? - pocałowałem ją w czoło i spojrzałem w szmaragd jej oczu. Zgodnie kiwnęła głową. Zeszła po schodach do salonu, a ja ruszyłem do pokoju obok. Otworzyłem drzwi najciszej jak potrafiłem, aby nie obudzić niemowlęcia. Podszedłem do jego łóżka. Mój syn spał spokojnie. Wróciłem do sypialni, a po chwili przyszła Lily.
- Pamiętaj, że to tylko sen kochanie - uspokoiłem ją ponownie. Nie chciałem, aby się bała. Pragnąłem, aby czuła się bezpiecznie. Przybliżyłem się do niej i znów przytuliłem.
- Wiem, pamiętam - powiedziała, po czym usnęła w moich ramionach, a ja zaraz po niej.


                                                                             ***


Zbudziłem się pół godziny później. Lily spała spokojnie, najwidoczniej koszmary minęły. Coś nie dawało mi spać, miałem przeczucie, że stanie się coś złego. Tym razem ja podszedłem do okna. Nie otwierając go zobaczyłem mgłę. Widziałem tylko pojedyncze korony drzew, nic więcej. Zdawało mi się, że dostrzegałem też zakapturzoną postać. Sądziłem, że mi się przewidziało. Przetarłem oczy. Mgła w mgnieniu oka zniknęła - najprawdopodobniej moje oczy były dziwnie zamglone. I wtedy to zobaczyłem. Zakapturzona postać nie powstała w mojej głowie, przynajmniej tak mi się wydawało. Ona tu była i szła w stronę mojego domu. Wiedziałem kto to. Już dawno chciał się zemścić, ponieważ ja oraz Lily nie chcieliśmy wstąpić do jego szeregów, ale my byliśmy tylko dodatkiem. Chodziło o Harry'ego. Był dla niego zagrożeniem, chciał się go pozbyć. Nie mogłem na to pozwolić. Musiałem chronić mojego syna najlepiej jak umiałem. Ale czy na pewno nie mam zwidów? Podszedłem do mojej żony i obudziłem ją.
- James, co się stało? - powiedziała niezadowolona.
- Lily... chodź ze mną - pomogłem jej wstać i pociągnąłem w stronę okna. Spojrzała na drogę wiodącą do naszej posiadłości. Zakryła usta dłońmi, a ja wiedziałem, że to na pewno nie są omamy. Złapałem ją za nadgarstek i pobiegłem na dół. Puściłem ją i poszedłem zamknąć drzwi, choć wiem, że mało by to dało. Wróciłem do niej, złapałem ją za ramiona i spojrzałem w oczy.
- Lily....Lily, cholera, to on. Przyszedł tu, po Harry'ego. Słuchaj, zaraz tu będzie, ja....postaram się go jakoś zatrzymać...
- James, Peter był strażnikiem!
- Wiem, nie mam pojęcia dlaczego to się dzieje! Lily gdybym cię już nie zobaczył, wiedz, że te cztery lata starania się o ciebie, były tego warte. Były warte naszego szczęścia, syna... Kocham cię, Lily, tak strasznie cię kocham - z jej oczu zaczęły lecieć łzy. Nie chciałem, aby płakała. Peter...Peter nas zdradził. Moja żona przytuliła się do mnie, a po chwili pocałowała mnie. Tak bardzo chciałem, aby nic się jej nie stało. Byłem głupi powierzając Peterowi naszą tajemnicę. Jaki ja byłem głupi! To moja wina, to ja zdecydowałem, kto będzie strażnikiem tajemnicy. To wszystko przeze mnie. Jestem takim idiotą!
- Przepraszam Lily, to moja wina. Wybacz mi - poczułem na moich polikach łzy.
- Nie mów tak! - powiedziała szybko.
- Uciekaj Lily, broń Harry'ego. Wiem, że dasz sobie radę, jesteś dzielna. Idź, spróbuję go powstrzymać - kiwnęła do mnie zgodnie i pobiegła na górę. Widziałem strach w jej oczach. Tak bardzo chciałem, aby zniknął, żeby znów było widać w nich radość. Wtedy ostatni raz widziałem te cudne oczy, w których się zakochałem. Jak to mówili " Zakochać się w oczach, bo uroda minie, a one będą takie same".  Poszedłem do salonu, zostawiłem tam różdżkę. Postanowiłem, że gdy Czarny Pan wejdzie do domu, rzucę na niego drętwotę. Wtedy go oszołomię i może uda nam się uciec. Teraz o zwianiu nie było mowy. Nie dalibyśmy rady. Schowałem się za ścianą, akurat na wprost drzwi. Trzymałem mocno różdżkę, poczułem, że ręce zaczynały mi się trząść i pocić. Bardzo się bałem, że jeśli mi się nie uda nigdy nie zobaczę mojego przyjaciela Syriusza, czy Remusa, mojego syna i Lily. Tak cholernie się bałem... Usłyszałem jak drzwi lekko się uchylają. To on. Nadszedł czas, teraz albo nigdy. "Żyj lub umieraj"... Wyskoczyłem zza rogu i już krzyczałem "Dręt..", lecz on był szybszy. Wypowiedział śmiertelne zaklęcie. Avada Kedavra. Upadłem nieprzytomnie na ziemię. Wszystko minęło. Lily, Harry, Syriusz, Remus... najważniejsze osoby w moim życiu... Te wszystkie lata spędzone na psikusach z Huncwotami, trzy lata bólu opanowania mocy animagicznej, szlabany, mapa... Wszystkie chwile spędzone z Lily, wzloty i upadki. Odrzucenie i akceptacja. Wszystkie "Evans, umówisz się ze mną?" nie poszły na marne, bo w końcu się zgodziła. Wyszła za mnie, mieliśmy synka... Wszystko minęło w jednej sekundzie, przegrałem. Nie było już nic. Mój żywot się skończył. Ale nigdy nie zapomnę tych wszystkich cudnych chwil. Wiem, że moi bliscy będą mieć mnie w swoich sercach, nigdy o mnie nie zapomną. Zawsze będę w ich pamięci. Umarło ciało, ale dusza....ona tu jednak pozostanie.